wtorek, 7 stycznia 2014

Zaciągnijcie się mówili...

W latach 20-tych XVII wieku Szkocja stała się ulubionym centrum rekrutacyjnym dla oficerów w służbie Danii i Szwecji. Liczne regimenty i kompanie żeglowały z Leith czy Aberdeen żeby walczyć „za morzem” w służbie króla Chrystiana IV i Gustawa II Adolfa. Zaciągano ludzi różnej maści: ochotników, więźniów, uczniów-uciekinierów spod surowej ręki mistrzów-rzemieślników czy nawet mężów dających nogę spod pantofla małżonek. Oczywiście kapitanowie szukali kogo się dał i gdzie się dało, by zapełnić szeregi swoich kompanii. Idealnym miejscem stały się dla nich nawet szkockie uczelnie , skąd można było „wyciągnąć” uczniów roztaczając przed nimi wizję podróży do obcych krajów i przygód (zwiedź nowe kraje, poznaj nowych ludzi i zabij ich…). Sprawa stała się na tyle poważna, że pod wpływem skarg ze strony zaniepokojonych rodziców szkocka Rada Państwa (Scottish Privy Council) wydała w lipcu 1627 roku zarządzenie, zabraniające oficerom zaciągania uczniów uniwersyteckich (bez zgody ich rodziców czy opiekunów) do służby wojskowej poza granicami Szkocji. W sumie nie należy się dziwić panom radcom: władze College of Edinburgh miały takie utrapienie z rekrutującymi oficerami, że zdecydowały się na przesunięcie zajęć (a co za tym idzie i uczniów) do St. Andrews, Aberdeen i Glasgow, gdzie studenci mieli być mniej narażeni na oferty służby wojskowej. Problem nie został do końca rozwiązany, ale zmniejszyło to skalę „strat” jakie ponosiła populacja uczniów. No i skarg od płacących za naukę rodziców było mniej…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz